Marcello z minuty na minutę stawał się coraz bardziej
niespokojny. Samochód poruszał się coraz szybciej i często nim szarpało. Powoli
zaczynałam się bać o własne życie. Co jakiś czas zerkałam w stronę chłopaka z
lekkim przerażeniem. Wreszcie postanowił się odezwać.
- Nie mogę dłużej. Coś się stało, jestem tego pewien.
Lora ma wyłączony telefon, miała się odezwać już dawno temu. – zaczął się
rozglądać po bokach, aż w końcu postanowił zajechać na stację paliw. Zatrzymał
się i popatrzył na mnie. – Co czujesz?
Skupiłam się na swoich uczuciach. Co czułam? Złość,
przede wszystkim złość na niego. A oprócz tego? Chyba zdziwienie i zaskoczenie.
A może smutek?
- Nie wiem.
- Dziewczyno, skup się i nie rób mi na złość! Od życia
Rose może zależeć także i Twoje życie!
- Ale ja naprawdę nie wiem. – zmarszczyłam brwi. – Na
pewno złość na Ciebie, ale nie wiem czy to ode mnie czy od Rose. Oprócz tego zdziwienie,
może zaskoczenie, a może i smutek. Nie wiem, nie potrafię nazwać tych uczuć i
nie potrafię ich przyporządkować do odpowiedniej osoby! To nie takie proste,
posiadać uczucia dwóch osób!
- Zaskoczenie? – oparł się o podgłówek i zamknął oczy.
– Jesteś czymś zaskoczona?
Nie miałam pojęcia dokąd zmierza, ale czułam coraz
większe poirytowanie. I już nawet nie chodziło o niego. Chodziło tylko i wyłącznie
o mnie i moje uczucia. Dopóki nie dowiedziałam się co mnie łączy z Rose, nie zastanawiałam się nigdy jakoś specjalnie
nad moimi zmiennymi nastrojami. Jednak teraz, gdy znam prawdę... Nie potrafię
tego znieść. Nie potrafię i nie chcę. Moje uczucia to moje uczucia, koniec kropka.
Ale ja tak nie mogę. Bo nie dość, że czuję to co moja siostra, to jeszcze na
dodatek ona czuje to co ja. Ekstra. Zawsze wiedziałam, że ze mną jest coś nie
tak-nigdy jednak nie sądziłam, że aż tak.
- W pewnym sensie... Jestem zaskoczona dziwnością
swojego życia, a równocześnie pomysłowością Boga, czy kto tam nim kieruje.
- Vera, na litość boską... Czy jesteś czymś zaskoczona
tak bardzo, że aż zasmucona?
- Nie. - nie ma co się oszukiwać, te uczucia nie należą
do mnie. - Nie, nie jestem.
Marcello ponownie oparł się o podgłówek i zaczął coś
mruczeć pod nosem. Mogłabym tak na niego patrzeć godzinami. Tylko dlaczego
olśniło mnie dopiero po tylu latach znajomości?
- Co uważasz o Lorze?
- A co to za pytanie? - czasami go nie potrafiłam
zrozumieć. - Chyba nie podejrzewasz własnej przyjaciółki?
- Powiedzmy, że wiem o niej i o niektórych sprawach
troszkę więcej. I powiedzmy, że wiem, że nie zawsze była w porządku wobec
waszej rodziny. I powiedzmy, że...
- Marcello, co Ty sugerujesz? Że przyjaciel rodziny
ukradł moją siostrę? Że przez tyle czasu byłam sam-na-sam z wrogiem?
- Ukradła, nie ukradła. Dla niej to idealny moment na
pozbycie się długu wobec Rządu...
- Wobec kogo? - przerwałam mu.
- Wobec władz świata wilkołaków.
- Co, że niby Lora dla nich pracuje? - zaśmiałam się. –
Jesteś nienormalny. Pewnie im bateria padła, a Ty od razu panikujesz i wysuwasz
jakieś chore wnioski.
Popatrzył na mnie ze zwątpieniem i przez chwilę się
nie odzywał.
- Obyś miała rację. Ale mimo wszystko zmieniamy trasę
i nasz cel podróży, a zamiast Twojego One Direction posłuchamy radio.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwiczek i przetarłam
oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Pamiętałam, że miałam dziwny sen. Byłam zamknięta
w jakimś obskurnym pokoju bez okien i co jakiś czas 'odwiedzały' mnie dziwne
stworzenia, raz był to po prostu pies, innym razem tygrys, a za trzecim wilk.
Zobaczyłam, że Marcello wyszedł z samochodu, więc zrobiłam to samo. Podeszłam
do niego i zaniemówiłam. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Przed nami
rozciągało się całe, pięknie oświetlone miasto. Słychać było odgłosy samochodów
i muzykę z wielu klubów nocnych. Magiczne miejsce.
-O czym myślisz? - zapytałam i usiadłam koło niego na
masce samochodu, opierając głowę o jego ramię. Nie zrobiłam tego z jakimś
podtekstem. Po prostu... Taką miałam potrzebę. Tak to chyba odczytał, bo nie skomentował
tego.
- O życiu. O tym ilu ludzi zabiłem-i własnoręcznie, i
swoimi czynami. Czasami chciałbym cofnąć czas. Ludzie mają lepiej. Nawet jeśli popełnią
jakiś błąd to w końcu umierają... A my? Musimy się męczyć z poczuciem winy całą
wieczność. Kiedyś kochałem Lorę, była dla mnie ważna. - popatrzyłam na niego
zdziwiona. – Była zaręczona, oczywiście wiedziałem o tym. Ale i tak pchałem się
tam, gdzie nie trzeba. Przeze mnie jej związek się rozpadł, my też nie byliśmy
razem. Nigdy nie zapomniała o Carlu. On ją znienawidził. Kiedyś była zupełnie
inna. Przez wiele lat miałem dostęp do wszystkich jej myśli. - popatrzył mi w
oczy. - Tu się wszystko zaczęło. I wiem, że tutaj musi się zakończyć. 100 lat
temu łatwiej było kogoś znaleźć w tym mieście.
- Naprawdę uważasz, że...
- Tak Vera, tak uważam. Też nie mogę uwierzyć, że aż
tak się zmieniła. Ale Twoi rodzice wiedzieli w co się pakują, od jakiegoś czasu
ją podejrzewali. - wyciągnął z kieszeni telefon, którego jeszcze u niego nie
widziałam i wykręcił jakiś numer.- Czas wkroczyć do gry. - szepnął i puścił mi
oczko.
Jechaliśmy z prędkością 150km/h i Marcello nie wydawał
się przejmować tym, że najprawdopodobniej zaraz rozbijemy się na jakimś drzewie.
Od kilku godzin się nie zatrzymywaliśmy, na dworze zaczynało świtać. Cały czas
słuchaliśmy radio, w celu dowiedzenia się, czy w ostatnim czasie nie działo się
nic poważnego. Jednak przez większość czasu leciała muzyka(obecnie Phil Collins
- Another Day In Paradise). Przez cały czas milczeliśmy, ale nie przeszkadzało
mi to. Zdawałam sobie
sprawę, że to być może ostatnie mojego marnego życia i
starałam się wszystko sobie przeanalizować. Wielu rzeczy żałowałam i czułam, że
tak naprawdę to zmarnowałam swoje życie. A teraz jechałam za nie zapłacić.
- Niewiele drogi nam zostało. Zatrzymamy się? -
Marcello przerwał ciszę.
- Jasne.
Weszliśmy do jakiejś kawiarenki, ja zamówiłam kawę i
ciastko, on tylko wodę. Czułam się dziwnie, bo cały czas na mnie patrzył.
- Zagramy w prawdę?
- Możemy. - zmarszczyłam brwi. Dość nietypowa
propozycja. - Ja zacznę. Co Tobą kierowało, gdy ciągnąłeś mnie do łóżka?
- Wiedziałem, że wyjeżdżam na jakąś tajną misję, nie
wiedziałem, że będzie dotyczyć was. Byłem przekonany, że wrócę. Za tydzień, za dwa.
Ale miałem wrócić, miałem Ci powiedzieć prawdę. Mieliśmy być szczęśliwi. -
"Nie rycz!", rozkazałam sobie i uśmiechnęłam się delikatnie. - Czego
nie zdążyłaś zrobić w życiu?
- Zakochać się i pokochać moją siostrę. Dlaczego
uważasz, że to tutaj ma się wszystko skończyć?
- Dawniej w tym mieście była siedziba Rządu. To tutaj
walczyłem z Carlem, to tutaj Carlo się poddał. To tutaj straciła całe swoje
życie. To tutaj zaczęła się jej metamorfoza. To tutaj wasza mama zaszła w
ciążę. Czym Cię najbardziej zraniłem?
- Tym, że w pewnym momencie okazałeś się chamem, który
nie myśli o uczuciach drugiej osoby. Powiedzieliście nam, że jak jesteśmy razem
to wytwarzamy taką aurę, że żaden wampir nie może nas skrzywdzić i się do nas
zbliżyć. A wy?
- Podejrzewamy, razem z waszymi rodzicami, że od
dziecka was bronimy. Potrafiłabyś oddać życie za Rose?
- Nie, przykro mi ale nie. - pokręciłam delikatnie
głową. - Jeśli jedna z nas przeżyje...
Będziesz z drugą?
- To zależy... Zależy jak ta pierwsza umrze, zależy
jak potoczy się akcja i...
- I która przeżyje. - wtrąciłam. Nie musiał tego
mówić. Wiedziałam to. On tylko lekko skinął głową.
- Co takiego ma Rose, czego brakuje mi?
- Ciężko powiedzieć, jesteście identyczne. – zaśmiał
się pod nosem. – To nie jest kwestia tego co masz Ty, a co ma ona… Tylko…
Nazwijmy to chemią. Chemią, miętą, magią. Jak wolisz. Dlaczego przez tyle lat
mi się opierałaś?
- Sądziłam, że tak będzie łatwiej. Poza tym wydawało
mi się, że uważam Cię tylko za przyjaciela. I tak naprawdę nigdy nie wierzyłam
w to, że naprawdę Ci się podobam. Dlaczego Lora nadal się z Tobą przyjaźniła,
skoro zniszczyłeś jej życie, a Ty z nią mimo, że z jej myśli wyczytałeś pewnie
nie raz, że nas zdradza?
- Ona nie miała nikogo innego. Wtedy zostałem jej
tylko ja. Umówiliśmy się, że będziemy zgrywać kuzynostwo. I tak zostało. A ja?
Ja mogłem doradzać waszym rodzicom, chociaż na początku mi nie wierzyli. Poza
tym… Zawsze wierzyłem, że się nawróci. Aż potem zablokowała swoje myśli. Co byś
chciała jeszcze zrobić przed wyjazdem w dalszą drogę?
- Ja... - popatrzyłam na niego i zrobiło mi się
strasznie gorąco. Czy mogę o to prosić? - Chciałabym powtórzyć to, co się
między nami wydarzyło.
- A jeśli oboje przeżyjemy?
- Będziemy udawać, że nic się nie stało.
Popatrzył na mnie uważnie i zmrużył oczy. Chyba toczył
jakąś wewnętrzną walkę. Kilka razy nim „szarpnęło” jakby już miał wstawać, ale
jednak nie. A ja siedziałam i nie mogłam się doczekać, aż powie, że się zgadza.
Nie poznawałam sama siebie. Ale w sumie co mi szkodzi… Za kilka godzin i tak
już mnie nie będzie na tej planecie. Wreszcie położył pieniądze na stoliku i wyciągnął
do mnie rękę.
- Chodź.