niedziela, 23 czerwca 2013

...13 - końcowy


3 tygodnie wcześniej:

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Zmrużyłam oczy. Gdzie ja jestem? Usiadłam i poczułam przeszywający ból głowy. Jakbym miała w środku jakiś rozżarzony do wszelkich granic możliwości metalowy pręt. Opadłam z powrotem na poduszkę i starałam się uporządkować myśli. Ostatnie moje wspomnienie to sprawdzian z historii, na który się nie nauczyłam i mina nauczycielki, gdy ją o tym poinformowałam. No bo jak to możliwe, najlepsza uczennica się nie nauczyła na tak ważny sprawdzian?!No niestety, każdy może mieć gorszy dzień. Ale coś jeszcze się tegodnia wydarzyło, byłam pewna. Tylko że wydawało mi się, jakbym miała jakąś dziurę w pamięci. Skupiłam myśli wokół tej jednej rzeczy i nawet nie zauważyłam, że nie jestem w pokoju sama.
- Jak się czujesz? - zapytał wujek Igor. Wyglądał na okropnie zmęczonego. Zmrużyłam oczy. Skąd on się tu wziął? Przyjeżdżał przecież raz do roku, a przed przyjazdem mama zawsze świrowała. Tymrazem nie wspomniała nawet słowem, że przyjedzie. Podniosłam się na łokciach.
- Dobrze - odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Uniosłam brwi. - Wujku, co ty tu robisz? Nie przypominam sobie...
- Przyjechałem wieczorem. Twoja mama dzwoniła do mnie, miałaś wysoką gorączkę. - przerwał mi w połowie zdania. Brzmiał, jakby go coś bolało. Popatrzyłam na niego zaciekawiona.
- Nie pamiętam żebym była chora. - powiedziałam cicho.
- Oh, to całkiem naturalne, że przy tak wysokiej gorączce mogłaś zapomnieć o kilkunastu ostatnich godzinach.
- Kilkunastu?! - zapytałam zdezorientowana. - Wujku, ile czasu przespałam?
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i pokręcił głową.
- Wystarczająco długo, żebyś tego nie pamiętała. - powiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.

Od dziwnego spotkania z wujkiem  minął tydzień. Pogodziłam się już z tym, że przez jakaś głupią gorączkę straciłam kilka dni, ale to nic. Dzięki temu jedynka, którą dostałam została wymazana i dostałam szansę na poprawę. I właśnie teraz się do niej uczyłam.
- Dżizas... Jesteś jakimś fenomenem. Nawet ja nie jestem w stanie zapamiętać takich szczegółów. - powiedziałam i spojrzałam na Marcella, który dzisiaj był jakiś wyjątkowo smutny. Nie żeby na codzień był jakiś nieziemsko zabawowy i wesoły.
- Te czasy... Są mi bliskie. - powiedział zachrypniętym głosem - Bliskie mojemu sercu.
Zmarszczyłam brwi. Często mówił takie rzeczy, jakby żył w tamtych czasach. Niestety nigdy nie chciał mi tego powiedzieć. Kiedyś oznajmił mi, że nadejdzie taki moment, kiedy się dowiem. I od tej pory cisza. Dzisiaj kolejny raz sprawił, że nic nie rozumiałam. Odłożyłam ołówek.
- Znamy się tyle lat. Jesteśmy przyjaciółmi - przełknęłam ślinę, miałam nadzieję, że nie zauważy mojego zawahania. Czułam, że się zarumieniłam.
Juz otworzyłam usta, żeby dokończyć swoją wypowiedź, ale to co zrobił Marcello zatkało mnie. Przysunął się do mnie i położył mi rękę na policzku.
- Tylko przyjaciółmi? - zapytał cicho.
Czułam na swojej twarzy jego oddech. Moje ciało przeszły dreszcze, a serce zabiło mocniej.
- Nie wiem - odpowiedziałam równie cicho. Nie potrafiłam się już dłużej trzymać od niego z daleka. Wszystko we mnie wrzało na jego widok, nie mówiąc już o dotyku. Czasami miałam ochotę rzucić się na niego na środku ulicy.
- Ja też. - Przysunął się do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Odsunął się i spojrzał mi w oczy. Chyba  po to, żeby się upewnić, że nie mam nic przeciwko.
Objęłam go za szyję i przyciągnęłam go do siebie. Nie chciałam już nawet nic mówić - myślałam tylko o tym jak mi przyjemnie. Wstaliśmy i nie zastanawiając się długo przenieśliśmy się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy pozbyliśmy się koszulek.
- Wiesz, że dzisiaj jadę - szepnął, nie odsuwając się nawet ode mnie.
- Wiem - odpowiedziałam cicho. - Wiem o tym, ale nie przerywajmy.
Nie mam pojęcia co działo się potem. Wiem tylko, że było mi przyjemnie jak nigdy dotąd. Wszystkie moje zmartwienia odpłynęły - byłam tylko ja i Marcello.

Weszłam do klasy od historii i ścisnęłam w ręce długopis. Dostanę pałę, pierwszą w życiu pałę. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie wczorajszego dnia. To było... Niesamowite. Nagle usłyszałam w klasie jakiś szmer. Podniosłam głowę i moim oczom ukazała się przepiękna, blondwłosa dziewczyna. Byłam pewna, że jeszcze nigdy jej niewidziałam, a jednak miałam wrażenie, że skądś ją kojarzę. Popatrzyłam na nią z zaciekawieniem. Nasze spojrzenia się spotkały i blondynka uśmiechnęła się w moją stronę. Poprawiłam włosy i odwzajemniłam uśmiech. Podeszła do wolnej ławki przede mną i usiadła w niej, podając mi rękę.
- Jestem Lora - powiedziała anielskim głosem, wprawiając wszystkich w osłupienie. Była niesamowita.
- Vera - odpowiedziałam, wstrząsając jej ręką. Czułam, że ta znajomość wprowadzi do mojego życia, nowego życia, wiele nowego. Nie mogłam się jednak spodziewać, że aż tyle.

***

Od śmierci Rose minęły dwa miesiące. Powoli wszystko zaczęło się stabilizować. Tylko nie moje uczucia. Vera, wraz z rodzicami, którzy wreszcie mogą być razem, zamieszkali w Anglii, pod nowym imieniem i nazwiskiem. Już nikt nie musi jej pilnować, co jest równoznaczne z tym, że mam 'wolne'. A nie jestem jeszcze gotowy, żeby spędzać z nią czas prywatnie. To co się wydarzyło było szokiem dla nas wszystkich. Ja straciłem przyjaciółkę, którą darzyłem ogromną miłością i dziewczynę, z którą  wiązałem swoją przyszłość. Vera straciła przyjaciółkę i siostrę. Świat stracił dwie wspaniałe i cenne dziewczyny.  W momencie, kiedy było już oczywiste, że Rose umrze nikt, z wyjątkiem Lory, nie zwracał uwagi na Verę. To właśnie ona rzuciła się w jej stronę, tym samym zwracając naszą uwagę na dziewczynę. Gdyby nie Lora, która również zginęła od zderzeniem z wilkołakiem, który później ją ugryzł, Vera nie miałaby szans na przeżycie. To co się jej przytrafiło można chyba nazwać śmiercią kliniczną. Umarła i 'zmartwychwstała', tracąc cząstkę wampiryzmu, która tak naprawdę utknęła w jej siostrze. Jak to wytłumaczyć? Rose, która została ugryziona jako niemowlę, była na pół wampirem. Niby miała duszę, ale właściwie już jej nie miała. Była człowiekiem, który w pewnym sensie już nie żyje. A Vera? Vera była kopią Rose. To co czuła Rose, to czuła Vera - rzadko na odwrót. Więc gdy tą pierwsza oddawała swój ostatni oddech, i druga umarła. Z tym, że Vera nadal miała duszę. Rose odeszła. I nie wróci. Nigdy już nie będę mógł powiedzieć jej tego, jak bardzo kocham ją i jej włosy. Ją i jej uśmiech. Ją i jej oczy. Ją i jej głos. Ją i jej dotyk. Ją i jej zapach. Zatrzymałem się, opałem o barierkę i wbiłem wzrok w płynącą pode mną wodę. Kolejny rozdział życia za mną. Czas zapomnieć i wrócić do normalnego trybu. Tak jak kilkaset lat temu. Jak widać... Historia lubi się powtarzać.

Brak komentarzy: