Patrzyłam zszokowana jak Marcello
znika i pojawia się koło mnie. Za każdym razem miał na sobie coś innego, mimo
że znikał dosłownie na sekundę. Nie mieściło mi się to w głowie i powoli
zaczynało mi być niedobrze. Docierało do mnie to, co widzę. Jestem w jednym
pomieszczeniu z teoretycznym psychopatą, kanibalem – praktycznie z wampirem. Z
istotą, która w każdej chwili może rzucić mi się do szyi. Nagle wybuchłam
śmiechem.
- Czas skończyć
przedstawienie. Nie wiem jak Ty to robisz, może wsadziłeś sobie jakieś
dopalacze albo motorek w swoją seksowną pupcię. Ale mnie nie nabierzesz.
Wampiry nie istnieją. – powiedziałam znudzonym tonem.
Marcello
uderzył pięścią w ścianę – na tyle mocno, że posypał się tynk. Wyglądał na
wściekłego, a kiedy spojrzał na mnie miałam wrażenie, że jego oczy są już
całkowicie czerwone. Mało tego, przednie zęby – tzw. kły – mu się wydłużyły i
wyglądał jakby chciał się na mnie rzucić. Teraz poczułam całą grozę sytuacji.
- Dobra. Cofam. Wierzę.
Stopniowo
zaczął się uspokajać i dziwne – nowe – fragmenty jego wyglądu zaczęły powracać
do stanu normalnego. Byłam zszokowana, a nogi miałam jak z galarety. Bałam się
wstać, żeby go nie rozwścieczyć ponownie. Już chyba bardziej podobało mi się w
tamtym lesie.
Kucnął
przede mną i złapał mnie za dłonie. Patrzył mi przez kilka minut prosto w oczy
i nic nie mówił. Gdyby to był normalny chłopak to pewnie już bym się rzuciła na
jego przepiękne, kuszące usta. Ale przy nim się nie odważyłam. Nie po tym co
widziałam i nie po tym co już wiem. Więc nie mając wyjścia patrzyłam na niego i
stres powoli zaczął ze mnie schodzić.
Nagle
poczułam jak jego dłoń ląduje na moim policzku. Gdy ją zabierał, widziałam że
jest zmoczona. Dotknęłam palcem swojej twarzy i poczułam wodę. Płakałam. Nawet
nie zdawałam sobie sprawy, że się rozryczałam przy tym aniele. Jestem żałosna.
Co za kompromitacja…
- Nie sądziłem, że potrafisz płakać. Za bardzo Cię wystraszyłem.
Nie miałem tego robić, nie powinienem. Ale inaczej byś nie zrozumiała.
Musiałbym się posunąć do ugryzienia Cię, do spożycia Twojej krwi. Wtedy byś
uwierzyła – ale nigdy byś mi już nie zaufała. A na to nie mogłem sobie
pozwolić. Dostałem zadanie od Twojego ojca i muszę je wykonać, jeśli chcę żebyś
przeżyła.
- A chcesz?
- Chcę.
- Przecież wcale nie musisz tego robić. Możesz mnie zabić,
zjeść. Widzę w Twoich oczach jak bardzo jesteś głodny. I nawet jeśli mój tato
się o tym dowie… Nic się nie stanie. Jego też możesz zabić. Możesz zabić
wszystkich. Moją mamę, mojego tatę, Dianę, Olivię, moją babcię i dziadka.
Możesz wszystko. Jesteś silny, przerażający i szybki. Nie ma nikogo, kto mógłby
Cię przezwyciężyć.
- I tu się mylisz. W tym jest problem. Wy, ludzie, widzicie
tylko to, co jest widoczne dla oczu. Nie potraficie szukać wewnątrz. – wstał i
zaczął krążyć po pokoju. Już teraz nie miałam ochoty na niego patrzeć. –
Jesteście ślepi.
- No ja nie uważam, że jestem ślepa. – pomachałam mu ręką. –
Widzę swoją rękę, widzę Ciebie. O, teraz się uśmiechasz. I wiesz co? Właśnie
idziesz w moją stronę. A teraz wyciągasz rękę. O nie! – przyłożył mi rękę do
ust, aby mnie uciszyć, ale ja nadal mówiłam. – Tybachcemnibeucibyszyćb.
Oboje
zaśmialiśmy się i spojrzeliśmy na siebie. W tym momencie poczułam się
stuprocentowo bezpieczna. Wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. I może nie
wyniknie z tego nic więcej. Ale on nie chce dla mnie źle.
W tym
momencie wiele zrozumiałam. Wcale nie jestem taka, za jaką uważałam się zawsze.
Posiadanie chłopaka i modnych ciuchów nie jest najważniejsze. Liczy się coś
więcej. I poczułam się głupio. W ciągu ostatnich 24h musiałam tyle razy wyjść
na idiotkę…
Sądziłam,
że nigdy się nie boję. Że potrafię zaradzić wszystkiemu… No i każdemu. Że
jestem odważna jak nikt inny. Że tato przygotował mnie nawet na najgorsze sytuacje.
A tu lipa. Okazuje się, że wcale tak nie jest. Jestem zwykłym człowiekiem.
Człowiekiem jak każdy inny. Bez żadnych wyjątkowych umiejętności. Po prostu
człowiekiem.
- Zamyśliłaś się.
- Chyba coś zrozumiałam.
- Pozwolisz mi chyba, że nie spytam co takiego.
Porządnie rozczesałam włosy,
ubrałam czyste ciuchy i wyszłam z łazienki. Nie żeby coś, ale jednak kąpiel to
wspaniała rzecz. Czułam się jakbym zmyła z siebie przynajmniej kilogram brudu –
chociaż nie wiem czy tyle nie zmyłam, bo jednak cała noc w lesie raczej nie
należy do czystych sytuacji.
Położyłam się na łóżku i
przymknęłam oczy. Marcello gdzieś zniknął, ale nie chciałam wiedzieć gdzie
jest. Może i uwierzyłam, że coś z nim jest nie tak. Może i uwierzyłam, że nie jest
zwykłym człowiekiem. Może i udowodnił mi, że jest wampirem i na własne oczy
widziałam jego sztuczki. I może po tym wszystkim byłam nawet w stanie rozmawiać
z nim na spokojnie i śmiać się. To jednak nie znaczy, że jestem w stanie
przetrawić to… co on trawi.
Wtuliłam się w poduszkę i
przeszły mnie ciarki, przyjemne ciarki. Poczułam jak to wspaniale móc się
położyć w łóżku, czysta i najedzona. Wspaniałe uczucie. Nigdy tego tak nie
odczuwałam, bo nigdy mi tego nie brakowało. Mogłam jeść kiedy chciałam i co
chciałam. Mogłam spać kiedy chciałam. I nigdy nie marzłam. Miałam wszystko. Powoli
wpadałam w objęcia Morfeusza, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zerwałam się na równe
nogi i wsłuchałam się. Ktoś stał za drzwiami i cały czas pukał. Marcello by nie
pukał.
Powoli
podeszłam do drzwi przyłożyłam ucho do nich. To chyba nic groźnego. Gdyby ktoś
chciał mnie skrzywdzić to raczej by się do pokoju po prostu włamał, a nie
pukał. Ostrożnie otworzyłam drzwi i wystawiłam głowę. Odetchnęłam z ulgą.
To tylko kelner.
- Dzień dobry, oto pani zamówienie. – wyglądał jak rycerze w
podręcznikach od historii ze średniowiecza. I był jakiś dziwnie wyrośnięty. Uśmiechnęłam
się delikatnie, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
- Tylko że ja nic nie zamawiałam.
- Ah. – mężczyzna cały czas patrzył w podłogę, pewnie się wstydził.
Nic dziwnego, większość facetów , których napotykam w swoim życiu, wstydzi się
mnie. – W takim razie coś mi się pomyliło.
- Niech pan już to da, ale zapłata wpłynie za kilka godzin.
- Och, dziękuję. – mężczyzna podał mi tacę z ciastem i
szybko się odwrócił, jakby nerwowo.
Odłożyłam
talerz na szafkę nocną i oparłam głowę o ścianę. Marcella nie było już od kilku
dobrych godzin, zaczynałam się powoli o niego martwić. Z jednej strony
wiedziałam, że jemu przecież nic się nie może stać. Jednak wiedziałam również,
że gdyby nic mu nie groziło to nie musielibyśmy uciekać. Załatwiłby to w Neapolu.
I po problemie.
Ale nie
zrobił tego, problem jest nadal. A ja nadal nie wiem co to za problem.
Rozejrzałam
się po pokoju i uśmiechnęłam się. Na brak kasy to on raczej nie narzeka. Pokój
był… przepiękny. Projektowany na staromodny styl, jednak miał w sobie coś
takiego nowoczesnego. Czułam się tak, jakbym była u babci. Było ciepło,
przytulnie i po prostu ładnie. Co prawda mógł wziąć pokój bez łóżka
małżeńskiego(którego nie da się podzielić na dwie części – stety czy też
niestety, zależy jak na to spojrzeć).
Usłyszałam,
że ktoś otwiera drzwi i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Niepotrzebnie się
martwiłam. Marcello – cały i zdrowy, nadal piękny. Uśmiechnął się szeroko i
pojawił się koło mnie(nie powiem, że podszedł, bo nie zdążyłam tego nawet
odnotować). Popatrzyłam mu w oczy. Brązowe.
- Gdzie tak długo byłeś?
- Na polo… - nagle zamilkł i wytężył słuch. Zmarszczyłam
brwi.
W tym
samym momencie wydarzyło się kilka rzeczy. Usłyszałam huk na korytarzu,
Marcello się zerwał i już po chwili byłam w samochodzie. Byłam przerażona i nie
wiedziałam co się dzieje. Marcello pośpiesznie zapiął mi pasy i ruszył z
piskiem opon. Był wściekły. Widziałam to.
- Co się dzieje? O co chodzi? – spytałam.
Odwrócił
się w moją stronę i po raz kolejny dzisiejszego dnia wystraszyłam się go. Jego
oczy już nie były brązowe. Nie były nawet lekko szkarłatne. One po prostu
płonęły czerwienią. Jego kły się wydłużyły, a nozdrza powiększyły. Nigdy nie
widziałam czegoś tak przerażającego. Nawet w najstraszniejszych horrorach.
- PROSIŁEM ŻEBYŚ NIGDZIE NIE WYCHODZIŁA!
- Ale nie wychodziłam. Nawet nie otworzyłam drz… - i nagle
zdałam sobie z czegoś sprawę. No tak. Ten kelner. Przecież od razu zauważyłam,
że coś z nim jest nie tak. Nawet na mnie nie spojrzał. I wyglądał jakby był ze
średniowiecza. Był bardzo dziwny. – Ale…
- ZAMKNIJ SIĘ JUŻ LEPIEJ! CZY TWÓJ OJCIEC NICZEGO CIĘ NIE
NAUCZYŁ?! MYŚLISZ, ŻE MOŻESZ ROBIĆ WSZYSTKO CO CI SIĘ PODOBA?! POŚWIĘCAM DLA
CIEBIE WŁASNE ŻYCIE, A TY NIE POTRAFISZ NAWET USZANOWAĆ JEDNEJ MOJEJ PROŚBY?!
- PRZESTAŃ KRZYCZEĆ! – chyba nigdy w życiu, przez całe 16
lat, nie odezwałam się do nikogo tak głośno. – Nie wiedziałam, że to ktoś zły!
Wyobraź sobie, że dopiero kilka godzin temu dowiedziałam się, że świat, w którym
zawsze żyłam, okazał się oszustwem! JEDNYM WIELKIM KŁAMSTWEM! Nie wiem czy
potrafisz to zrozumieć, ale jeszcze nie przywykłam do myśli, że jestem ścigana
przez wampiry czy kogo tam! Widzisz, nawet nie wiem co mi grozi! A może to z
Twojej strony mi coś grozi! Od dwóch dni nie rozmawiałam z tatą, nie wiem czy
wie co się dzieje. Może się zamartwia, może mnie szuka! Nic nie wiem! A TY
kazałeś mi nie wychodzić z pokoju, nie wspominałeś nic o otwieraniu drzwi!
Nastąpiła
cisza. Było słychać tylko dźwięk silnika i głośny oddech Marcella. A może to
był mój głośny oddech – trochę się już pogubiłam w tym co się dzieje.
Wiedziałam jedno – byłam tak wściekła, że nie płakałam. Obiecałam sobie, że
więcej nie będę płakać. Może i tato mnie nie nauczył niczego – jak uważa Marcello,
ale nauczył mnie bycia twardą. Nie będę się mazać.
_____________________
_____________________
Dla osób, które interesują się fotografią lub po prostu lubią oglądać
zdjęcia, polecam photobloga Oli, na którym można znaleźć mnóstwo
przepięknych zdjęć jej autorstwa.
4 komentarze:
No po prostu kocham. ♥
To jest chyba twoje najlepsze opowiadanie!
Świetne <33
Prześlij komentarz