poniedziałek, 26 listopada 2012

...7



Szłam przed siebie i nie patrzyłam nawet dokąd idę. Byłam wściekła. Nawet nie wiem na kogo. Miałam dosyć tego wszystkiego. Prowadziłam spokojne życie. Czasami tylko coś dziwnego działo się z moim tatą. No i miałam dziwną kuzynkę, którą i tak kochałam. I pojawił się nagle w moim spokojnym życiu jakiś Marcello, który uświadomił mi, że moje życie jest tak naprawdę pokręcone.
               A więc zacznijmy od początku… Jestem w ogromnym niebezpieczeństwie, bo ścigają mnie jakieś potwory, o których do tej pory nie miałam pojęcia. Najwidoczniej mogą mnie zabić, mogą zabić nawet Marcella.
               Po drugie… Moja kuzynka, kochana Lora, jest wampirem – tak jak i chłopak, który się mną właśnie opiekuje. Są wampirami, które nie powinny istnieć. Wampirami, którymi się teraz tak wszystkie nastolatki podniecają. Wampirami, które zawsze wyśmiewałam. Wampirami, które żywią się ludzką krwią. Super. Zaśmiałam się pod nosem.
               Po trzecie… Mam siostrę. Na dodatek bliźniaczkę. Jesteśmy identyczne. Takie same. Jakby jedna była kopią drugiej. I oczywiście przez 16 lat o tym nie wiedziałam – bo gdybym wiedziała, to byłoby za łatwo. Skąd się wzięła, kto ją wychowuje? O tym nie raczył mnie nikt poinformować. Bo przecież na mojej głowie w ciągu ostatnich dwóch dni jest zbyt mało pytań bez odpowiedzi.
               I na koniec… Chłopak, który się mną opiekuje, przepiękny chłopak, chłopak który ma ponad 100 lat… Najwidoczniej jest w związku z moją siostrą. A może nie jest, sama już nie wiem. Ale na pewno nie jest mu obojętna. Jak ona się nazywa? Vera? Co to za imię! Ciekawe co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że jej chłoptaś się całował z inną…
               W tym momencie nienawidziłam swoich rodziców, siebie, Marcella, Lory i nawet Very, której nie znałam. A może znałam ją lepiej niż ktokolwiek inny? W końcu jesteśmy identyczne. A może jesteśmy identyczne tylko z wyglądu? Jak mam się z nią przywitać? Mam ja przytulić, podać jej rękę? Nie! Nie mam na to ochoty. Dla mnie jest nikim…
- Rose, poczekaj!
               No nie… Znowu on. Nie chcę nawet na niego patrzeć. Zbyt wiele rzeczy ma mi do powiedzenia. Zbyt wiele emocji we mnie wywołuje.
               Poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Zamarłam.
- Rose… Nie gniewaj się na mnie. Przecież to nie jest moja wina, że masz siostrę, do cholery jasnej!
               Ale nikt Ci nie kazał o tym wiedzieć…
- Owszem, kazał! – odwróciłam się z przerażeniem w oczach. – Tak, kazał. Tak, znam twoje myśli. Tak, też uważam, że to niesprawiedliwe. Rose… - położył mi ręce na twarzy. – Rose, ja wiem że jesteś teraz wściekła na cały świat. Że najchętniej uciekłabyś gdzieś daleko. Ale nie możesz. Musisz wytrzymać w moim towarzystwie jeszcze trochę czasu. Nie obrażę się, jeśli potem zerwiesz kontakty, o ile w ogóle przeżyjemy. Ale na razie nie możesz mnie olewać. Musimy współpracować. – cały czas patrzył mi prosto w oczy. Powoli miękłam. – Jak mówiłem Ci o Verze, pomyślałaś o tym, że z nią jestem. Nie wiem czy z nią jestem. Nasze ostatnie spotkanie wiele namieszało w moich relacjach z nią. Zawsze czułem do niej sentyment, ale nie sądziłem że kiedykolwiek będzie mogła się o mnie dowiedzieć całej prawdy. Gdy ostatni raz się z nią widziałem, wiedziałem że wyjeżdżam. Jednak nie wiedziałem na ile i w jakim celu. Ona zawsze twierdziła, że nigdy nic do mnie nie czuła i nic nie poczuje. A ja w to nigdy nie wierzyłem. A później poznałem Ciebie. Na początku byłaś dla mnie zwykłą, pustą lalą. Ale z minuty na minutę stajesz się dla mnie coraz ważniejsza. – miał łzy w oczach. – Nie powinienem tego mówić. Czuję, że przeze mnie już na samym początku swojej znajomości z Verą, będziesz czuła do niej niechęć. A ona do Ciebie. Ale… Rose… Ja się chyba w Tobie zakochuję.
               Myślę, że w tym momencie do podsumowania, które sobie „sporządziłam” warto byłoby dodać: Chłopak mojej siostry bliźniaczki, której nigdy nie widziałam, zakochał się we mnie.
               Kompletnie nie miałam pojęcia co mam  mu odpowiedzieć. Przecież nie mogę tak stać i patrzyć na niego w nieskończoność. Nie mogę też rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że bardzo się z tego cieszę. CHOLERA. On słyszy moje myśli.
Pokręciłam głową. Mój mały rozum tego nie pojmował. Jeszcze wczoraj oddałabym wszystko za to, żeby ten o to koleś wyznał mi miłość. Tylko że teraz, kiedy już wiem co nieco… To mnie to wcale nie cieszy. No… Może nie, że kompletnie wcale. Ale jednak nie cieszy mnie tak bardzo, jak mogłoby.
- Marcello… - szepnęłam i zrobiłam krok w jego stronę. – Jak ja mam z Tobą rozmawiać? Po co mam się w ogóle odzywać? Przez jakieś dobre 20 godzin, przez cały czas słyszałeś moje myśli. A ja głupia…
- Rose, nie słyszę Twoich wszystkich myśli. – w jego oczach widziałam coś jakby… strach? – Kompletnie nie rozumiem o co chodzi. Słyszę tylko te myśli, które dotyczą mnie lub tej całej sprawy.
               Zmarszczyłam brwi… Jak to możliwe? Hm… No to się pobawmy.
Marcello to kretyn. Popatrzyłam na niego. Przekrzywił głowę w prawo.
Skończony dupek.
Chłopak przysunął się jeszcze bliżej mnie i przeniósł swoje ręce na moje ramiona. Ponownie zamarłam. Moim ciałem wstrząsnęły lekkie ciarki. Nie mogłam dłużej udawać, że mi nie zależy. Moje uczucia do niego stawały się coraz silniejsze. Wiedziałam, przecież wiedziałam od samego początku, że się w nim zakocham. Nie potrafię i chyba nie chcę się już dłużej przed tym bronić. Podniosłam wzrok.
- Nie powinnam tego mówić. Ale chyba się w Tobie zakochuję. – powiedziałam, cytując jego słowa. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Czułam się dosłownie tak, jakby ktoś nas zaczarował. Jakbyśmy istnieli tylko my. Jakby na świecie nie było nikogo innego. Jakby wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Tylko on i ja.

               Siedziałam z tyłu samochodu, umyta i przebrana, zajadałam się śniadaniem i patrzyłam na twarz Marcella, która odbijała się w bocznym lusterku. Miał skupiony wyraz twarzy i wiedziałam, że intensywnie o czymś myśli. Nie miałam jednak zamiaru go pytać o to. Było mi dobrze. Chwilowo nie martwiłam się niczym, zupełnie niczym.
               Kilka godzin temu zmieniliśmy samochód(tamten oddaliśmy jakiejś rodzinie, wydaje mi się że zupełnie nieświadomej o co chodzi) i ruszyliśmy – przebrani – w drogę. Marcello twierdził, że zbyt długo poruszamy się tym pojazdem. Dlatego nie mogłam siedzieć z przodu. Zanim wyjechaliśmy w podróż do Mediolanu, pokręciliśmy się trochę przy granicy Lombardii i Piemontu. Marcello powiedział, że to po to, aby zmylić „nasz ogon”.
               Jechaliśmy teraz po Lorę i Verę. Nie mogłam się już doczekać tego spotkania. Dlaczego? A no dlatego, że wtedy wszystko nam wyjaśnią. Wreszcie dowiem się co mi grozi i przed kim uciekam. No i przy okazji będę mogła zabić Lorę.
               Przez tyle lat nawet słówkiem nic nie pisnęła! A jak tylko pytałam jak ona to robi, że ma taką piękną cerę, to od razu mnie zbywała tymi swoimi tekstami. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. To wszystko jest takie… Nieprawdopodobne. Gdybym tylko to opowiedziała Olivii – miałybyśmy o czym gadać ze dwa miesiące. Niestety, nigdy nie będę jej mogła tego opowiedzieć. Jak wrócę do domu, o ile w ogóle wrócę, wszystkim będę mówiła, że byłam w szpitalu. Miałam ciężką operację, musiałam wyjechać do jednego z lepszych szpitali we Włoszech i tam spędziłam ten czas.
               Ciekawiło mnie jaka jest ta Vera. Marcello mówi, że taka jak ja. Jeśli to prawda, to… Uduszę ją. Poza tym ciekawiło mnie co z moimi rodzicami. Marcello wyjaśnił mi, że ciocia Giuseppina to moja matka. I ona mieszka z Verą. Szkoda, że nie chciał mi wyjaśnić dlaczego nie możemy mieszkać wszyscy razem.
               Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze jakieś 3-4 godziny i nadejdzie… Sąd Ostateczny. Te dwa słowa pasują mi w tej sytuacji najbardziej.
               - O czym tak myślisz? – zapytał Marcello, udając że rozmawia przez telefon.
- O wszystkim. Najbardziej o Lorze. I o rodzicach. I w sumie troszkę o Verze.
- Nie martw się. I tak masz już dużo kłopotów. Wszystko się jakoś ułoży.
- Jak masz zamiar wytłumaczyć mojej siostrze… - prychnęłam pod nosem. – Że się zakochałeś we mnie.
- Jeszcze nie wiem.
               I znowu nastąpiła cisza. Nie wiedziałam czy to mądre z mojej strony, żeby wplątywać się w tak skomplikowaną sytuację. Tak często się sprzeczaliśmy… Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji, że siedzimy u mnie w pokoju i razem śmiejemy się z jakiegoś filmu.
               To był teraz jednak mój najmniejszy problem. Jak na razie najbardziej mnie zastanawia jak przeżyć.

poniedziałek, 19 listopada 2012

...6



Siedziałyśmy w jakieś przydrożnej kawiarni – czy raczej przydrożnym, obskurnym barze – i jadłyśmy śniadanie. To znaczy… Ja jadłam. Lora twierdziła, że od zwykłego jedzenia jest jej trochę nie dobrze. Dlatego siedziała i patrzyła się jak ja jem hamburgera – a raczej coś hamburgero-podobnego. W sumie to byłam już tak głodna, że nawet nie przejmowałam się tym, że ta „kanapka” wali jak nie powiem co. I że wygląda jakby ktoś ją dla mnie przygotował z tydzień temu. Po prostu jadłam, bo nie wiedziałam kiedy Lora da radę znów się zatrzymać.
- Teraz jedziemy do Rzymu. Stamtąd polecimy do Mediolanu. A w Mediolanie nas odbierze Marcello. – Lora spojrzała na mnie podejrzliwie. – I Rose. I od wtedy będziemy się już poruszać razem. Tylko czasem się rozłączymy, jak będziemy chcieli zmylić tych, co nas śledzą.
- A tak właściwie to kto nas śledzi?
               Lora wyglądała jakby toczyła wewnętrzną walkę. Powiedzieć czy nie?
- Wiesz… Z jednej strony chciałabym żebyś już wiedziała. Łatwiej by się gadało. Ale ustaliliśmy z Marcellem, że powiemy wam jak już się spotkamy.
- Czyli Rose też nie wie?
               Zastanawiałam się, jak Marcello zachowuje się przy Rose. W końcu jest chyba taka jak ja. No… Przynajmniej tak samo wygląda. Może teraz jest w niej zakochany. Może mu mnie zastępuje. Pewnie się razem świetnie bawią…
               Ciekawe jakie to będzie uczucie: zobaczyć swoją bliźniaczkę. To pewnie tak jakbym patrzyła do lusterka. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, jakby to było mieć siostrę. Chyba nie jestem do tego przygotowana. Nie wiem jak mam się zachować. Przytulić ją? Podać jej rękę? Czy stać i nic nie robić? Najchętniej bym wybrała to ostatnie. Ale nie wiem jaka ona jest. Może to ona mnie pierwsza przytuli?
- O czym myślisz?
               Popatrzyłam na Lorę i poczułam nagle do niej ogromne zaufanie. Poczułam, że mogę się jej wygadać. Ona zna Rose od dawna. Chyba potrafi przewidzieć mniej więcej jej zachowania. No i Marcella też zna od dawna.
- O wszystkim. O tym co mnie czeka. Jak ja mam się zachować jak ją zobaczę? Co mam zrobić? Stać i patrzeć? Podać jej rękę? Przytulić? A co z Marcellem? Nasze ostatnie spotkanie było dość… Ważne. – Lora odwróciła się, tak jakby chciała się rozejrzeć po pomieszczeniu, ale miałam wrażenie że wie o czymś, o czym ja bym nie chciała wiedzieć. – Nie jestem przygotowana na to spotkanie. To tak, jakbym patrzyła w lusterko.
- Myślę, że to nie będzie należało do najłatwiejszych sytuacji. Ale nie możesz stać i po prostu patrzeć. Wypadałoby podać chociaż rękę. A co do Marcella… Wydaje mi się, że musicie pogadać. Sami, w cztery oczy. Dlatego lepiej się wstrzymaj z namiętnym powitaniem.
- Jaka ona jest?
               Lora zaśmiała się i wyciągnęła telefon. Chwile w nim czegoś szukała, a po chwili mi go podała. A więc to jest Rose…
- No cóż… Rzeczywiście jakbym patrzyła na siebie. To śmieszne uczucie. Jakbym miała rozdwojenie jaźni. Jakbym sama sobie zrobiła zdjęcie, a teraz nie pamiętała, że kiedykolwiek byłam w tamtym miejscu.
- Vera… Za dużo się wszystkim przejmujesz. Przy Rose tak nie można. Ona jest dosyć… szczerą osobą. I lubi pożartować. Tak pożartować, że nie wiesz czy to żart czy to prawda. Masz jakieś 30 godzin na nabranie dystansu do siebie. Inaczej się nie polubicie.

               Przebrana i w miarę czysta siedziałam w samochodzie i śpiewałam pod jedną z piosenek, które mama zawsze puszczała mi w dzieciństwie. Przez chwilę naprawdę zapomniałam o tym, co mnie czeka. O tym, że coś mi grozi. Po prostu śpiewałam najgłośniej jak potrafiłam i śmiałam się – też bardzo głośno.
               Lora co jakiś czas patrzyła na mnie z rozbawieniem. Bardzo ją lubiłam. Gdy dowiedziałam się, że jest wampirem – nie wtedy, kiedy się domyślałam, tylko wtedy kiedy mi sama o tym powiedziała – sądziłam, że już nigdy nie będę się przy niej czuła bezpieczna. W ciągu kilku sekund poczułam do niej niechęć. Pomyślałam o tym, ile ludzi musiała już zabić. Ale to potrwało tylko chwilę. W jej oczach, w wyrazie jej twarzy wyraźnie było widać, że cierpi. Ona nie chce być wampirem, jednak do odejścia z tego świata również jej się nie śpieszy.
- Lora? Masz jakiś talent? Tak jak na przykład Edward mógł czytać w myślach?
               Poczułam się tak, jakbym ją czymś uraziła. A przecież tylko zadałam pytanie… Jej nastrój od razu się zmienił. Posmutniała, a oczy poczerwieniały. Prychnęła pod nosem i powiedziała:
- Talent… Mam.
Nastąpiła cisza.
- Aha. A jaki?
- A taki, że nie wiem jaki. Wszyscy mojego pokroju się ze mnie śmieją, że nie mogę być wampirem. Jak tylko kogoś ugryzę, to zanim zdążę się napić jego krwi, od razu jego rana się goi! Dlatego zazwyczaj jestem głodna, bo jedynym sposobem pożywienia się jest krew w saszetkach, którą cholernie ciężko zdobyć.
               Patrzyłam na nią zszokowana. Co to za talent? Chyba talent uzdrawiania. Ale nawet nie ma jak się pożywić. Nie sądziłam, że coś takiego istnieje.
- Może jeszcze nie odkryłaś jak to działa? Może musisz głęboko uwierzyć w to, że napijesz się krwi od danej osoby. A może… - nagle zwątpiłam. Coś mi się przypomniało. – Oszukałaś mnie.
- Co? – Lora popatrzyła na mnie i zmarszczyła brwi. – O co Ci znowu chodzi?
- Nie zabiłaś tamtego ptaka, a miałaś do mnie pretensje, że chcę dowodu.
- O Boże. Zabiłam, oczywiście że zabiłam. Nie miałam powodu do kłamania. Czasem zdarza mi się coś takiego zrobić, pod warunkiem że się bardzo śpieszę albo chcę coś komuś udowodnić. Jak się ze mnie śmiali kiedyś znajomi to prawie zabiłam jakąś dziewczynę. Ale  jak tylko sobie zdałam z tego sprawę to od razu ją uleczyłam.
               Patrzyłam na nią i starałam się to zrozumieć. Nagle wpadłam na pomysł. Wzięłam nóż, który Vera kazała mi zabrać z baru i trzymać cały czas koło siebie – naprawdę, nie mam pojęcia po co – i przecięłam się. Lora popatrzyła na mnie wystraszona i już otwierała usta, pewnie żeby na mnie nakrzyczeć, ale jej przerwałam.
- Postaraj się mnie ugryźć. Masz – podsunęłam jej rękę pod usta.
               Niestety, może być sobie jakąś uzdrowicielką, ale jest też wampirem. A wampir nie może tak po prostu olać tego, że ma pod nosem krwawiącą rękę. Cholernie piekło, ale po chwili poczułam usta Lory na nadgarstku i nagle wszystko ustało. Ze zdziwieniem popatrzyłam na rękę, na której nawet nie została blizna.
- Ile lat jesteś wampirem?
- Około… 100. – popatrzyła na mnie z lekkim zawstydzeniem.
- Nie no, spoko. To przecież nic dziwnego żyć tyle lat, normalka. Nie wstydź się. – Lora się zaśmiała. – I przez tyle lat nie odkryłaś na czym polega Twój talent?
- No nie. Dla mnie to nie jest talent.
- Dziewczyno… - pokręciłam głową. – Zostałaś wampirem, chciałaś pierwszy raz się napić krwi, ale nie chciałaś zabić. Więc rana pierwszej osoby od razu zniknęła. Zanim zdążyłaś się najeść. Przy kolejnych osobach zastanawiałaś się czy znów Ci się nie uda – i się nie udawało. Ale jak chcesz coś komuś udowodnić lub się śpieszysz to nie myślisz o tym, że nie chcesz zabić, że pewnie Ci się nie uda napić krwi. Wtedy po prostu wiesz, że musisz to zrobić.
- No i jaki z tego wniosek?
- Taki, że jak za dużo myślisz o uzdrawianiu to uzdrawiasz. A jak gryziesz bez myślenia o tym – możesz się napić krwi jak każdy normalny wampir.
               Lora przyglądała mi się przez jakiś czas z zaciekawieniem, a potem oznajmiła że musimy jechać dalej. W samochodzie nie odzywała się do mnie przez dłuższy czas. A ja miałam okazję do przemyślenia sobie wielu spraw.

poniedziałek, 12 listopada 2012

...5



Minęło niecałe 5 minut, a ja już miałam dosyć ciszy. Nie lubiłam milczeć, a już w szczególności jak wiedziałam, że ktoś koło mnie ma o coś żal. Niestety – nie lubiłam również się narzucać i przepraszać chłopaków. A to drugie było silniejsze.
               Oparłam głowę o szybę i myślałam o wszystkim co się dzieje. Tęskniłam już za tatą, za Olivią, za swoim pokojem i za słuchawkami.  Za moim malutkim i słodziutkim Ferdkiem* i za Dexterem*. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam im się nawarstwiać. Opuściłam powieki i głośno zaczerpnęłam powietrza.
- Przepraszam.
               Gwałtownie otworzyłam oczy i popatrzyłam na Marcella. Nie zaskoczyło mnie to, że się odezwał. Wiedziałam, że prędzej czy później przeproszę ja jego albo on mnie. Zdziwił mnie natomiast ton jego głosu. Czyżby za czymś tęsknił? A może to był ból?
- Ja też.
- Rose, nie. Nie przepraszaj. Nie masz za co. Należą Ci się wyjaśnienia. Nie mogę wymagać od Ciebie, żebyś traktowała to wszystko na poważnie, skoro nie wiesz konkretnie CO masz traktować na poważnie. Masz rację. Masz prawo na rozmowę z ojcem. – zjechał na pobocze i wyciągnął z kieszeni telefon.
               Patrzyłam na niego oszołomiona i nie wiedziałam co robić. Czy mam brać telefon i dzwonić, czy go ucałować, czy płakać ze szczęścia, czy się bać. W końcu postanowiłam, że najpierw zadzwonię do taty. Tak bardzo za nim tęskniłam.
               Wystukałam numer do niego i wsłuchałam się w sygnał. I nagle usłyszałam ten głos. Mój kochany głos.
- Halo? Marcello?
               W oczach pojawiły mi się łzy, a w gardle urosła ogromna gula. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Czyli mój tato naprawdę zna Marcella. Naprawdę coś mi grozi. I to wszystko nie jest jednym wielkim kłamstwem.
- Tato? – szepnęłam w końcu.
- Rose! Rose, jak dobrze że dzwonisz. Czy wszystko w porządku? Czy już wiesz co się dzieje? Gdzie jesteście? – nigdy nie słyszałam, żeby tato był tak zdenerwowany. Zawsze mówił, że co by się nie działo – nie warto się denerwować. Kolejna rzecz, która pokazuje w jak zakłamanym świecie żyłam przez ostatnie 16 lat.
- Tato. Spokojnie. Żyję i nic mi nie jest. Fizycznie nic mi nie jest. Psychicznie – trochę gorzej. Tato, co się dzieje? O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego przez tyle lat mi nie powiedziałeś o istnieniu wampirów? Co ja mam robić?
- Córeczko… - słyszałam już kiedyś ten głos. Miałam wtedy 10 lat i spytałam taty dlaczego nie mogę mieć siostry. – To nie jest rozmowa na telefon. Nie możemy za długo rozmawiać. Marcello wszystko Ci wyjaśni. Nie martw się, jesteś z nim bezpieczna. Kocham Cię. Nie rób żadnych głupstw.
               Turyry.
               Spojrzałam na ekranik telefonu. „Połączenie zostało przerwane”. Super. Naprawdę ekstra. Wszystkiego się dowiedziałam, tato wszystko mi wyjaśnił. Zero nieścisłości. No po prostu ekstra! Wytarłam kilka łez z policzków i wzięłam głęboki oddech. Nadal trzymałam się postanowienia: Nie mazać się.
- Rose? Wszystko okej? – usłyszałam cichy szept dochodzący z siedzenia obok.
               Nie miałam ochoty mu odpowiadać. Wziął się niewiadomo skąd, jest niewiadomo kim i wie o mnie niewiadomo co. Nie chciałam z nim rozmawiać. Bałam się go i już nie potrafiłam dłużej tego przed nim – a tym bardziej przed sobą - ukrywać.
               Poza tym wkurzał mnie. Nie mogłam się przy nim skupić, ciągle rozpraszał moją uwagę. I w ogóle uważał się za niewiadomo kogo. Był okropny. Serio. Miałam go już dość. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Postanowiłam się zbuntować i z nim nie rozmawiać. Koniec. Nie ma tego dobrego.
- No już nie udawaj takiej obrażonej księżniczki. Przestań. W końcu musisz ze mną zacząć rozmawiać. Muszę Ci wszystko wyjaśnić, musimy ustalić mnóstwo rzeczy. Za niedługo dołączą do nas Lora i Vera. Nie możesz tak po prostu udawać, że nie chcesz ze mną rozmawiać.
               Popatrzyłam na niego. Był blisko mnie i patrzył mi ciągle w oczy. Czułam się dziwnie. Bardzo dziwnie. Miałam ochotę rzucić się na jego usta. Nie mogłam się powstrzymać. Nie wiem czy to tylko moja wyobraźnia, czy rzeczywistość naprawdę jednak potrafi być tak piękna – ale przybliżył się do mnie.
- Przepraszam.
               Pokręciłam głową i zamknęłam oczy. NIE! Nie mogę tak na niego patrzeć. Nie mogę się w nim zakochać. Ani on we mnie. On jest wampirem. Może mnie zjeść. Nie, nie i jeszcze raz NIE! Otworzyłam oczy i zakręciło mi się w głowie. Był tak blisko…
- Rose, naprawdę przepraszam że się na Ciebie wkurzyłem. I że namieszałem Ci w życiu.
               Nie wytrzymałam. Przysunęłam się do niego i pocałowałam go. Pocałowałam! A on? Co on zrobił?! Zamiast mnie odepchnąć to odwzajemnił ten pocałunek. Tak odwzajemnił jak nikt inny!
                Po moim ciele rozpłynęło się ciepło. Przeszły mnie ciarki. Było mi przyjemnie, bardzo przyjemnie. Poczułam jego ręce na swoich plecach. Przycisnął mnie do siebie. Było wspaniale…
                I nagle wszystko ustąpiło…
- Co Ty wyprawiasz?! – krzyknął.
               Patrzyłam na niego przerażona, poniżona i wszystko na raz. Co JA wyprawiam?! A on to co?! Aniołek? Przez dobre kilkanaście sekund odwzajemniał mój pocałunek. I teraz nagle chce zwalić całą winę na mnie?!
- Ile lat musiałeś ćwiczyć, żeby tak dobrze całować? – o nie. Nie wierzę, że to powiedziałam na głos.
               Marcello popatrzył na mnie jakbym była zjawą i myślałam, że zaraz się na mnie rzuci. Oczywiście żeby mnie zabić. I chyba nawet miał taki zamiar. Ale nagle wybuchnął śmiechem. Jak już się przekonałam że nie mam się o co martwić, dołączyłam do niego. Oparłam się o fotel i śmiałam się. Tak, jak nie śmiałam się od dawna.
- No Tobie to jeszcze trochę zajmie… Policzmy… - udał, że w myślach coś dodaje i odejmuje – No około 100 lat i będziesz tak świetna jak ja.
- A co, jeśli nie będę miała na kim ćwiczyć? – popatrzyłam na niego i zobaczyłam jego niepewną minę. Jakby coś rozważał, jakby sobie coś przypominał. Oboje spoważnieliśmy.
- Taka dziewczyna na pewno znajdzie kogoś, kto będzie mógł z nią ćwiczyć pocałunki do śmierci. – powiedział i włączył gaz.
               Zamyśliłam się i wspomniałam smak jego ust. To było wspaniałe. Tylko czego mam się teraz po nim spodziewać? Czego oczekiwać? Jak to będzie wyglądać? Tym bardziej, że nie będziemy sami. Lora i Vera do nas… LORA I VERA?! Jedyną Lorą, którą znam jest moja kuzynka mieszkająca naprzeciwko mnie.
- Marcello… Kim jest Lora i Vera? – zapytałam, starając się żeby mój głos nie zabrzmiał zbyt nerwowo. Modliłam się w duchu, żeby to nie były kolejne dwa wampiry.
               Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Wyglądał jakby nie wiedział co ma robić. Był zmieszany. Zmarszczył brwi i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. I w końcu się odezwał.
- Vera… - popatrzył na mnie i właśnie wtedy poczułam, że on nie należy do mnie. Nie należy i nigdy nie będzie należał. Nigdy nie powtórzy się nasz pocałunek. Nigdy nie poczuję jego dłoni w swojej. Nigdy nie usłyszę „Kocham Cię” z jego ust. Nigdy. On należy do innej dziewczyny. Ani ten pocałunek, ani przypadkowy pocałunek na imprezie nic nie znaczył. – Vera to Twoja siostra.
               Słucham?! Kim jest Vera?! To są chyba jakieś żarty. Ja nie mam żadnej siostry!
- Tak, Vera to Twoja siostra. Bliźniaczka tak konkretniej. A Lora się nią opiekuje, tak jak ja Tobą. Lorę już znasz, a Verę czas najwyższy poznać.
               Patrzyłam na niego jak na wariata. Nie dość, że po 16 latach życia dowiaduję się że mam siostrę, siostrę bliźniaczkę, to okazuje się ze chłopak w którym najwidoczniej się zakochałam, jest z moją nieznajomą siostrą bliźniaczką. Poza tym moja kuzynka, którą kocham nad życie, opiekuje się moją siostrą bliźniaczką i najwidoczniej jest wampirem. Nie. Tego już za wiele.
- Zatrzymaj się.
- Ale Rose…
- Powiedziałam chyba coś. Zatrzymaj się. Nie wytrzymam w tym samochodzie ani chwili dłużej. 

______________________________
*Fredek - miś Rose
*Dexter - pies Rose

______________________________

Dla osób, które interesują się fotografią lub po prostu lubią oglądać zdjęcia, polecam photobloga Oli, na którym można znaleźć mnóstwo przepięknych zdjęć jej autorstwa.


poniedziałek, 5 listopada 2012

...4

  
    Patrzyłam na nią przerażona i nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam, że muszę się czegoś złapać i dobrze, że Lora jest nieziemsko – i to dosłownie – sprawna fizycznie, bo gdyby nie ona to chyba bym upadła na ziemię. 
    Czułam, że kręci mi się w głowie i nie wiedziałam co z tym zrobić. Starałam się odszukać w myślach jakieś wskazówki, cokolwiek. Nic. Pustka. A przecież mama tyle razy mi mówiła co mam robić, jeśli będzie mi słabo, jeśli coś mi się stanie, jeśli ktoś w moim otoczeniu będzie krwawił.
- Vera? – Lora miała bardzo zatroskany głos. – Wszystko w porządku? Co się dzieje?
    Popatrzyłam na nią i poczułam się lepiej. Bardzo dziwne uczucie – jakby nagle wszelkie negatywne emocje po prostu ze mnie wyfrunęły. Nigdy czegoś takiego jeszcze nie doznałam i szczerze mówiąc – zaczęłam zastanawiać się czy Lora nie ma jakiś jeszcze dziwnych zdolności.
- Jesteś pewna? – zapytałam i sama siebie zaskoczyłam moim głosem. Był jakiś taki… inny.
- Jestem pewna. Nie ma mowy o pomyłce. Co prawda mnie nie było przy tym, ale ogólnie Rosalie widziałam nie raz. Dla niej jestem bliską kuzynką. Bardzo bliską. Najbliższą. – Lora popatrzyła na mnie, a na jej twarzy ujrzałam coś jakby wstyd. 
- Stop, chwila. Czyli w pewnym sensie jej pilnowałaś? – coś mi tu nie pasowało.
- Tak.
- Więc kto mnie pilnował?
    Lora zamyśliła się. Wyglądała jakby zasnęła z zamkniętymi oczyma. Wiedziałam jednak, że nie zasnęła. Wampiry nie śpią. Na wampiry nie działa czosnek, ani krzyż. Ani woda święcona. To wszystko bajki. Wszystko, w co wierzyłam do tej pory okazało się jednym, wielkim kłamstwem.
- Jak sądzisz? – zapytała po dłuższej przerwie. Pokręciłam głową na znak, że nie mam pojęcia. – Twój bliski przyjaciel, który wyznał Ci miłość. Mimo że robił wszystko co miało doprowadzić do tego, żebyś nie daj Boże się w nim nie zakochała.
    Oparłam się o drzewo i zacisnęłam zęby. Miałam serdecznie dość tej sytuacji. Nie wierzyłam w to co się dzieje. Marcello, mój kochany Marcello. Przypomniałam sobie smak jest ust. Jego zapach. Jego zimne ciało. Nasze ostatnie spotkanie. Wstrząsnęły mną ciarki.
- Kim dla Ciebie jest Marcello? – zapytałam, nie będąc pewna czy chcę znać odpowiedź. Mój głos zabrzmiał trochę za bardzo nerwowo.
- Jako wampir jest dla mnie nikim. Przyjacielem. Jednak gdybyśmy byli ponownie ludźmi… Kuzynostwo. 3 stopnia chyba. – powiedziała patrząc na mnie podejrzliwie. – A dla Ciebie?
    Czułam, że rumienię się. Niestety – nigdy nie potrafiłam nad tym zapanować. Każde przedstawienie, każde publiczne przemówienie, każde zabranie głosu w towarzystwie. Dobrze, że ktoś mądry wymyślił coś takiego jak puder. Zdecydowanie mój najlepszy przyjaciel.
    Ale wracając do Marcella. Co mam jej powiedzieć? Że podczas ostatniego spotkania się przespaliśmy? Że straciłam dziewictwo z chłopakiem, do którego – jak sądziłam – nic nie czułam? Że chłopak, który najwidoczniej nie powinien nawet mnie przytulać – kochał się ze mną i to nie po to, aby mnie wykorzystać do napicia się krwi?
    - Nie potrafię Ci odpowiedzieć na to pytanie. – powiedziałam pod nosem. Czułam się jak jakaś totalna szmata.
- Zakochałaś się w nim.
- Nie wiem.
- Widzę.
- Nic nie widzisz.
- Ale…
- PRZESPAŁAM SIĘ Z NIM! PASUJE? CIESZYSZ SIĘ?! NIE UDAWAJ, ŻE SIĘ NIE DOMYŚLIŁAŚ! – nie poznawałam sama siebie. Nigdy do nikogo nie krzyczałam. Nigdy. I naprawdę nie wiedziałam, skąd pojawiło się we mnie nagle tyle złości.
- Ale to jest teoretycznie i praktycznie nie możliwe. – Lora zaśmiała się. – My, wampiry, nie możemy wytrzymać czasami siedząc w jednym pomieszczeniu z kilkoma ludźmi. A podczas… - urwała i przygryzła wargę.  - … seksu – spojrzała na mnie – tracimy zmysły. Nie wiemy co się dzieje. Tak, jakbyśmy byli w transie. Już pomijając to, że nie wytrzymałby i by Ci wyssał całą krew to przecież by Cię zgniótł! – Lora ponownie się zaśmiała. – Każdy wampir waży mniej więcej tyle co 2 przeciętne samochody.
- Przecież sobie tego nie wymyśliłam.
- Jesteś pewna?

    Od dwóch godzin jechałyśmy w ciszy. Ani ona, ani ja się nie odzywałyśmy. W radiu leciało teraz „Call Me Maybe”, ja myślałam o tym wszystkim co się dzieje, a ona? Ona zapewne myślała o tym czy to możliwe, że wampir przespał się z człowiekiem, który nadal żyje.
    Mnie nie obchodziło czy to możliwe czy nie. Zastanawiały mnie słowa Lory. „Żebyś nie daj Boże się w nim nie zakochała”. Dlaczego? Co by to zmieniło? Rozumiem, że to dla mnie bardzo niebezpieczne. Jednak przez tyle czasu byliśmy tak blisko siebie. Tyle przygód razem przeżyliśmy. Znamy o sobie każdy szczegół. To znaczy… Teraz już znamy KAŻDY szczegół. I nigdy nic mi się nie stało. Gdyby tylko potrafił zachować tajemnicę – nikt by się nie dowiedział, że wiem o nich. No bo ja bym nie wygadała, nigdy.
    Mama zawsze mi mówiła, że kiedy wychodzę z Marcellem to jest najspokojniejszą osobą na świecie, ponieważ głęboko wierzy, że nic mi się przy nim nie stanie. I tak właśnie zawsze było. Więc o co chodzi? Co by zmieniło to, że bylibyśmy razem?
    Czasem wydawało mi się, że moja mama i Marcello mają przede mną jakieś tajemnice. Często bywało tak, że wychodziłam tylko na chwilę do toalety, a on schodził na dół i rozmawiał o czymś z moją rodzicielką – zazwyczaj przyciszonym głosem. Więc jeśli moja mama znała jego sekret i nadal żyła – to co ze mną?
- Lora, a czy… moja… - przygryzłam wargę. Nie mogłam, nie wydusiłabym z siebie tego słowa. – Czy Rosalia…
- Czy Rosalia o nas wie? Nie wiem. Zależy czy Marcello już jej powiedział, czy nie. Ale najprawdopodobniej tak. I najprawdopodobniej znosi katusze, bo chce uciec. Bo nie wie co robić, bo tato jej nie powiedział jak powinna zachować się w takiej sytuacji.
- No właśnie, tato! Nasi rodzice! Kim są nasi rodzice? – miałam tyle pytań, że nie wiedziałam od czego zacząć.
- Kim? Twoja mama to Twoja mama, a Twój tato to nie Twój tato. Tato, którego od 16 lat uważasz za tatę to mężczyzna, który wie tylko tyle, że mama go nie kocha i że nie jesteś jego córką. Twoim biologicznym ojcem, jest ojciec który mieszka z Rose, a matka którą ona uważa za matkę, nie jest jej matką. To chyba odrobinę skomplikowanie brzmi. – Lora powiedziała to wszystko na jednym wydechu i teraz głęboko zaczerpnęła powietrza. To wszystko tak nieprawdziwie wygląda.
- Masz rację, tylko odrobinę. – ponieważ zaczynało się robić ciemno, a ja już nie dawałam rady powstrzymać się przed zaśnięciem, postanowiłam że resztę pytań odłożę na jutro.
Zbyt długo nie musiałam walczyć ze snem. Miałam wrażenie, że zasnęłam jak tylko zamknęłam oczy. Śniło mi się mnóstwo dziwnych rzeczy. Śnił mi się wujek Igor, moja mama. I Marcello. Marcello ze mną.

_____________________________


Dla osób, które interesują się fotografią lub po prostu lubią oglądać zdjęcia, polecam photobloga Oli, na którym można znaleźć mnóstwo przepięknych zdjęć jej autorstwa.