poniedziałek, 26 listopada 2012

...7



Szłam przed siebie i nie patrzyłam nawet dokąd idę. Byłam wściekła. Nawet nie wiem na kogo. Miałam dosyć tego wszystkiego. Prowadziłam spokojne życie. Czasami tylko coś dziwnego działo się z moim tatą. No i miałam dziwną kuzynkę, którą i tak kochałam. I pojawił się nagle w moim spokojnym życiu jakiś Marcello, który uświadomił mi, że moje życie jest tak naprawdę pokręcone.
               A więc zacznijmy od początku… Jestem w ogromnym niebezpieczeństwie, bo ścigają mnie jakieś potwory, o których do tej pory nie miałam pojęcia. Najwidoczniej mogą mnie zabić, mogą zabić nawet Marcella.
               Po drugie… Moja kuzynka, kochana Lora, jest wampirem – tak jak i chłopak, który się mną właśnie opiekuje. Są wampirami, które nie powinny istnieć. Wampirami, którymi się teraz tak wszystkie nastolatki podniecają. Wampirami, które zawsze wyśmiewałam. Wampirami, które żywią się ludzką krwią. Super. Zaśmiałam się pod nosem.
               Po trzecie… Mam siostrę. Na dodatek bliźniaczkę. Jesteśmy identyczne. Takie same. Jakby jedna była kopią drugiej. I oczywiście przez 16 lat o tym nie wiedziałam – bo gdybym wiedziała, to byłoby za łatwo. Skąd się wzięła, kto ją wychowuje? O tym nie raczył mnie nikt poinformować. Bo przecież na mojej głowie w ciągu ostatnich dwóch dni jest zbyt mało pytań bez odpowiedzi.
               I na koniec… Chłopak, który się mną opiekuje, przepiękny chłopak, chłopak który ma ponad 100 lat… Najwidoczniej jest w związku z moją siostrą. A może nie jest, sama już nie wiem. Ale na pewno nie jest mu obojętna. Jak ona się nazywa? Vera? Co to za imię! Ciekawe co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że jej chłoptaś się całował z inną…
               W tym momencie nienawidziłam swoich rodziców, siebie, Marcella, Lory i nawet Very, której nie znałam. A może znałam ją lepiej niż ktokolwiek inny? W końcu jesteśmy identyczne. A może jesteśmy identyczne tylko z wyglądu? Jak mam się z nią przywitać? Mam ja przytulić, podać jej rękę? Nie! Nie mam na to ochoty. Dla mnie jest nikim…
- Rose, poczekaj!
               No nie… Znowu on. Nie chcę nawet na niego patrzeć. Zbyt wiele rzeczy ma mi do powiedzenia. Zbyt wiele emocji we mnie wywołuje.
               Poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Zamarłam.
- Rose… Nie gniewaj się na mnie. Przecież to nie jest moja wina, że masz siostrę, do cholery jasnej!
               Ale nikt Ci nie kazał o tym wiedzieć…
- Owszem, kazał! – odwróciłam się z przerażeniem w oczach. – Tak, kazał. Tak, znam twoje myśli. Tak, też uważam, że to niesprawiedliwe. Rose… - położył mi ręce na twarzy. – Rose, ja wiem że jesteś teraz wściekła na cały świat. Że najchętniej uciekłabyś gdzieś daleko. Ale nie możesz. Musisz wytrzymać w moim towarzystwie jeszcze trochę czasu. Nie obrażę się, jeśli potem zerwiesz kontakty, o ile w ogóle przeżyjemy. Ale na razie nie możesz mnie olewać. Musimy współpracować. – cały czas patrzył mi prosto w oczy. Powoli miękłam. – Jak mówiłem Ci o Verze, pomyślałaś o tym, że z nią jestem. Nie wiem czy z nią jestem. Nasze ostatnie spotkanie wiele namieszało w moich relacjach z nią. Zawsze czułem do niej sentyment, ale nie sądziłem że kiedykolwiek będzie mogła się o mnie dowiedzieć całej prawdy. Gdy ostatni raz się z nią widziałem, wiedziałem że wyjeżdżam. Jednak nie wiedziałem na ile i w jakim celu. Ona zawsze twierdziła, że nigdy nic do mnie nie czuła i nic nie poczuje. A ja w to nigdy nie wierzyłem. A później poznałem Ciebie. Na początku byłaś dla mnie zwykłą, pustą lalą. Ale z minuty na minutę stajesz się dla mnie coraz ważniejsza. – miał łzy w oczach. – Nie powinienem tego mówić. Czuję, że przeze mnie już na samym początku swojej znajomości z Verą, będziesz czuła do niej niechęć. A ona do Ciebie. Ale… Rose… Ja się chyba w Tobie zakochuję.
               Myślę, że w tym momencie do podsumowania, które sobie „sporządziłam” warto byłoby dodać: Chłopak mojej siostry bliźniaczki, której nigdy nie widziałam, zakochał się we mnie.
               Kompletnie nie miałam pojęcia co mam  mu odpowiedzieć. Przecież nie mogę tak stać i patrzyć na niego w nieskończoność. Nie mogę też rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że bardzo się z tego cieszę. CHOLERA. On słyszy moje myśli.
Pokręciłam głową. Mój mały rozum tego nie pojmował. Jeszcze wczoraj oddałabym wszystko za to, żeby ten o to koleś wyznał mi miłość. Tylko że teraz, kiedy już wiem co nieco… To mnie to wcale nie cieszy. No… Może nie, że kompletnie wcale. Ale jednak nie cieszy mnie tak bardzo, jak mogłoby.
- Marcello… - szepnęłam i zrobiłam krok w jego stronę. – Jak ja mam z Tobą rozmawiać? Po co mam się w ogóle odzywać? Przez jakieś dobre 20 godzin, przez cały czas słyszałeś moje myśli. A ja głupia…
- Rose, nie słyszę Twoich wszystkich myśli. – w jego oczach widziałam coś jakby… strach? – Kompletnie nie rozumiem o co chodzi. Słyszę tylko te myśli, które dotyczą mnie lub tej całej sprawy.
               Zmarszczyłam brwi… Jak to możliwe? Hm… No to się pobawmy.
Marcello to kretyn. Popatrzyłam na niego. Przekrzywił głowę w prawo.
Skończony dupek.
Chłopak przysunął się jeszcze bliżej mnie i przeniósł swoje ręce na moje ramiona. Ponownie zamarłam. Moim ciałem wstrząsnęły lekkie ciarki. Nie mogłam dłużej udawać, że mi nie zależy. Moje uczucia do niego stawały się coraz silniejsze. Wiedziałam, przecież wiedziałam od samego początku, że się w nim zakocham. Nie potrafię i chyba nie chcę się już dłużej przed tym bronić. Podniosłam wzrok.
- Nie powinnam tego mówić. Ale chyba się w Tobie zakochuję. – powiedziałam, cytując jego słowa. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Czułam się dosłownie tak, jakby ktoś nas zaczarował. Jakbyśmy istnieli tylko my. Jakby na świecie nie było nikogo innego. Jakby wszystkie moje zmartwienia zniknęły. Tylko on i ja.

               Siedziałam z tyłu samochodu, umyta i przebrana, zajadałam się śniadaniem i patrzyłam na twarz Marcella, która odbijała się w bocznym lusterku. Miał skupiony wyraz twarzy i wiedziałam, że intensywnie o czymś myśli. Nie miałam jednak zamiaru go pytać o to. Było mi dobrze. Chwilowo nie martwiłam się niczym, zupełnie niczym.
               Kilka godzin temu zmieniliśmy samochód(tamten oddaliśmy jakiejś rodzinie, wydaje mi się że zupełnie nieświadomej o co chodzi) i ruszyliśmy – przebrani – w drogę. Marcello twierdził, że zbyt długo poruszamy się tym pojazdem. Dlatego nie mogłam siedzieć z przodu. Zanim wyjechaliśmy w podróż do Mediolanu, pokręciliśmy się trochę przy granicy Lombardii i Piemontu. Marcello powiedział, że to po to, aby zmylić „nasz ogon”.
               Jechaliśmy teraz po Lorę i Verę. Nie mogłam się już doczekać tego spotkania. Dlaczego? A no dlatego, że wtedy wszystko nam wyjaśnią. Wreszcie dowiem się co mi grozi i przed kim uciekam. No i przy okazji będę mogła zabić Lorę.
               Przez tyle lat nawet słówkiem nic nie pisnęła! A jak tylko pytałam jak ona to robi, że ma taką piękną cerę, to od razu mnie zbywała tymi swoimi tekstami. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. To wszystko jest takie… Nieprawdopodobne. Gdybym tylko to opowiedziała Olivii – miałybyśmy o czym gadać ze dwa miesiące. Niestety, nigdy nie będę jej mogła tego opowiedzieć. Jak wrócę do domu, o ile w ogóle wrócę, wszystkim będę mówiła, że byłam w szpitalu. Miałam ciężką operację, musiałam wyjechać do jednego z lepszych szpitali we Włoszech i tam spędziłam ten czas.
               Ciekawiło mnie jaka jest ta Vera. Marcello mówi, że taka jak ja. Jeśli to prawda, to… Uduszę ją. Poza tym ciekawiło mnie co z moimi rodzicami. Marcello wyjaśnił mi, że ciocia Giuseppina to moja matka. I ona mieszka z Verą. Szkoda, że nie chciał mi wyjaśnić dlaczego nie możemy mieszkać wszyscy razem.
               Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze jakieś 3-4 godziny i nadejdzie… Sąd Ostateczny. Te dwa słowa pasują mi w tej sytuacji najbardziej.
               - O czym tak myślisz? – zapytał Marcello, udając że rozmawia przez telefon.
- O wszystkim. Najbardziej o Lorze. I o rodzicach. I w sumie troszkę o Verze.
- Nie martw się. I tak masz już dużo kłopotów. Wszystko się jakoś ułoży.
- Jak masz zamiar wytłumaczyć mojej siostrze… - prychnęłam pod nosem. – Że się zakochałeś we mnie.
- Jeszcze nie wiem.
               I znowu nastąpiła cisza. Nie wiedziałam czy to mądre z mojej strony, żeby wplątywać się w tak skomplikowaną sytuację. Tak często się sprzeczaliśmy… Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić takiej sytuacji, że siedzimy u mnie w pokoju i razem śmiejemy się z jakiegoś filmu.
               To był teraz jednak mój najmniejszy problem. Jak na razie najbardziej mnie zastanawia jak przeżyć.

1 komentarz:

TheEma pisze...

pewnie się powtarzam ale jesteś genialna *_*